10.04.2007 r.

Słów parę o edukacji regionalnej

     Różnorodność i złożoność problematyki edukacji regionalnej powiązanej z mnogością przedmiotów nauczania i wielością ścieżek edukacyjnych oraz kultywowaniem tradycji metodycznych w procesie dydaktycznym, sprawiły w następstwie, że nauczyciele podejmują jeden z dwu zasadniczych sposobów przekazywania dziedzictwa kulturowego w regionie, a mianowicie: fragmentarycznie lub całościowo (holistycznie i systematycznie). Sposób drugi wymaga tego, aby uczniowie mieli po prostu odrębne zajęcia związane z realizacją ścieżki regionalnej. Niestety, w wielu szkołach jest to niemożliwe z powodu braku pieniędzy. Pozostaje więc sposób drugi, czyli dość nieregularne i epizodyczne przekazywanie tychże treści, ale warto chociażby w ten sposób przekazywać uczniom wiedzę na temat dziedzictwa kulturowego ich miejscowości. Jeśli to jest tylko możliwe, wiedzę tę przekazuję na lekcjach języka polskiego, wykorzystując program opracowany przeze mnie, a zatytułowany "Współczesna podróż z Tobą w przeszłość oraz przyszłość Koniecpola i jego okolic" powstały jako praca dyplomowa na zakończenie studiów podyplomowych z zakresu dydaktyki języka polskiego i ścieżek edukacyjnych w gimnazjum. Program mój realizuje personalistyczną koncepcję edukacji regionalnej uczniów Gimnazjum nr 2 w Koniecpolu i tym samym różni się w sposób zasadniczy od dotychczas opublikowanych i aprobowanych ministerialnie programów nauczania edukacji regionalnej - dziedzictwa kulturowego w regionie.

     Specyficzne zadanie edukacji regionalnej w ramach bloku przedmiotów humanistycznych polega na ukazaniu uczniowi historycznych i kulturowych źródeł jego tożsamości w wymiarze jednostkowym, społecznym i narodowym. Z praktyczną realizacją tego celu wiążę się zarówno rozpoznawanie podstawowych wartości, jak i poszukiwanie koniecznych motywów do podejmowania w przyszłości działań indywidualnych i publicznych. Świadomość przeszłości swojej miejscowości sprzyja, jak sądzę, rozwijaniu poczucia przywiązania do rodziny, społeczności lokalnej, narodu i państwa.

     Program mój kładzie akcent przede wszystkim na te postacie, zdarzenia oraz zjawiska, które są osobliwe dla teraźniejszości Koniecpola, ujmowanej przez jego mieszkańców w kategoriach relacji przeszłości - przyszłości. Dzięki temu założeniu możliwe jest przechodzenie od czasu teraźniejszego i historii w wymiarze prywatnym do czasu przeszłego i historii w wymiarze ponadindywidualnym. Moja osoba pełni w takim zadaniu edukacyjnym rolę doradcy i opiekuna moich uczniów, wspomagając efektywnie jego rozwój. Tak więc respektowana jest zasada pełnej autonomiczności ujmowania współczesności, przeszłości oraz przyszłości w funkcjonowaniu społeczności naszego miasta.

     Jednym z ostatnio realizowanych zadań na lekcjach języka polskiego było pobudzenie wyobraźni pierwszaków z gimnazjów celem napisania przez nich zupełnie fantastycznego opowiadania na temat powstania naszej miejscowości. Wśród niżej zamieszczonych prac są i te, które wyjaśniają powstanie, na przykład Oblas, bowiem dla uczniów tam mieszkających, a uczęszczających do naszej szkoły, to tamta miejscowość jest ich małą Ojczyzną. Legendy związane z Pałacem Potockich mogą Państwo poczytać w informacjach zawartych w związku z realizacją projektu " Ślady przeszłości".

Zapraszam do lektury...

Edyta Bukowska




Marika Chudzik
Kl. Ib gimnazjum

***

     Szedł powoli poprzez dolinę obrośniętą zieloną trawą, która połyskiwała w świetle odbijanego słońca. Rozejrzał się wokół siebie. Cisza, spokój, harmonia panująca w naturze. On i przyroda. Popatrzył na błękit nieba, po którym beztrosko sunęły białe chmury oraz świeciło słońce. Jego położenie wskazywało południe. Spuścił głowę i dalej sunął wybraną przez siebie drogą. Miał nadzieję, że w końcu znajdzie się na końcu Polski, że jako jedyny człowiek dotrze tam. Wyjął brązowy pakunek, w którym znajdowało się jego drugie śniadanie i pomału a zarazem łapczywie zaczął je konsumować.

     Po niedługim czasie dotarł do małej osady. Było w niej niewiele ludzi. Zakupił trochę jedzenia oraz picie i wypytał o drogę. O zachodzie słońca wyruszył dalej w swą podróż, narażając się coraz bardziej na większe niebezpieczeństwa. O świcie dotarł do rzeki. Zdjął buty, podwinął spodnie i zatopił swoje nogi aż po kolana w rześkiej wodzie. Przeszedł przez rzekę i założył swoje rzeczy. Nie wiedział, gdzie może kończyć się Polska. To było dla niego wielką zagadką, którą bardzo chciał rozwikłać. Tym bardziej był ciekaw prawdy, gdyż miał na nazwisko: Koniecpolski. Mężczyzna dotarł do drewnianego, starego domku z dwoma oknami, w których znajdowały się siatki przepuszczające jedynie letnie promienie słoneczne bądź powiew wiatru, którego dach pokryty był dokładnie i mocno jak na pierwszy rzut oka splecioną trzciną. Zapukał do drzwi, jednak nie uzyskał odpowiedzi. Popchnął drewniane drzwi i wolno wszedł do starej chałupy. Ściany miały taki sam kolor jak z zewnątrz. W lewym rogu stał mały, nieużywany piecyk a obok niego leżało zwilgotniałe drzewo. W prawym rogu stało drewniane łóżko, a na nim leżała w nieładzie szara pościel od prania. Na środku stał mały stoliczek bez jednej nogi. Pod oknem stała mała, chociaż przestronna komódka z lampą naftową, która się wypaliła. Zdjął swoją torbę i położył ja na stole, po czym usiadł na łóżku. Westchnął głośno i zdjął swoje buty. Wygodnie usadowił się na twardym łóżku, na którym leżała słoma a na tej szara poszewka i przykrył się pościelą. Zamknął oczy i zastanawiał się jak długo będzie podróżował dotąd, dopóki dopóty nie zmorzył go sen.

     Śnił o przestronnym polu. W promilu kilkudziesięciu kilometrów nie znajdowało się nic oprócz małego, drewnianego domku, który sam zbudował. Po niedługim czasie dzięki jego ambicji zbudował z pomocą jego znajomych robotników małą kaplicę, która była pięknie ozdobiona.

     Jego wspaniały sen, który ukazywał spełnienie jego marzeń został brutalnie przerwany przez wycie kojotów. Niechętnie otworzył oczy i przetarł je. Usiadł na twardej leżance i rozejrzał się po pomieszczeniu w celu przypomnienia sobie czegokolwiek. Po chwili zdał sobie sprawę, gdzie jest i co tu robi. Założył swoje buty i podszedł do stolika. Ze swojej torby wyjął brązowy pakunek, w którym znajdowały się jego chude kromki i pętaczka kiełbasy oraz woda i usiadł na łóżku. Zaczął jeść swój posiłek i po raz kolejny zatopił się w swoich rozważaniach.
   - Komu w drogę temu czas! - zacytował i wstał ze swojego siedziska.
Przeciągnął się jeszcze i zarzucił na siebie swoja kapotę. Wziął swoją torbę i wyszedł z domu. Na biało-błękitnym niebie pojawiła się ogromna, pomarańczowa kula, która oświetlała pobliskie obłoki, nadając im wszelkie ciepłe oraz te chłodniejsze barwy z gamy kolorów. Przypomniał sobie, jak to było wspaniale za czasów dzieciństwa. Uśmiechnął się do swoich myśli i ruszył ku wschodzącemu słońcu. Po trzech dniach i dwóch nocach dotarł nad polanę. Wszędzie rozpościerały się łąki porośnięte różnorodną zielenią. Było to miejsce bardzo mu znajome.
   - A jednak... jednak tego dokonałem! - krzyknął podnosząc swój wzrok do niebios i okręcił się wokół własnej osi, rozpościerając swoje ręce.
Nazbierał dużych kamieni i ruszył w drogę powrotną, zaznaczając nimi swój przebyty szlak. Po siedmiu dniach powrócił do swojej miejscowości. Obwieścił wszystkim o polanie, której nikt w pobliżu nie zamieszkuje, uznając przy tym, że jest to koniec Polski. Wiwatów i radości nie było końca. Po zakończeniu wspaniałej biesiady sam odkrywca i jego znajomi wyruszyli na odnalezione tereny. Po pięciu dniach od dotarcia na miejsce stanął mały, drewniany domek, zaś na przestrzeni lat wybudowano tam małe miasteczko. Na cześć odkrywcy oraz przyjmując, że jest to koniec Polski, miasteczko to nazwano Koniecpolem.




Damian Ziółkowski
kl. I"b" gimnazjum

Oblasy

     W środkowej Europie leżało małe państewko Obar. Rządził nim bardzo mądry władca Ob.
     Pewnego słonecznego dnia wyszedł przed swój pałac i zobaczył płaczącą żonę Awę. Podszedł do niej i zapytał czemu jest taka smutna. Ona odpowiedziała mu, że nie cieszą jej widoki państwa. Stwierdziła, że brak jest miejsc, gdzie można pospacerować.
     Ob odnalazł więc najlepszego architekta w państwie. Kazał mu zaprojektować piękny ogród. Ten na początku nie chciał podjąć się tej pracy, ale gdy król dał mu zaliczkę, nie zastanawiał się ani chwili. Tydzień pracował nad projektem.
Po zakończeniu szkicu Ob sprowadził z różnych stron świata ogrodników i wiele sadzonek. Oni od razu zabrali się do pracy. Gdy minęły trzy tygodnie, ogród był gotowy. Królowa cieszyła się, gdyż miała gdzie spędzać wieczory. Radość jej jednak nie trwała długo.
     Poprosiła męża o kawałek lasu, żeby mogła wychodzić na spacery, posłuchać śpiewu ptaków. Ob wiedział, że zabudowania nie zajmują terenu całego państwa. Rozkazał posadzić wokół wielki las. Sadzenie drzew nie zajęło dużo czasu. Po kilku latach Ob i jego żona szczęśliwi udawali się do lasu.
     Lud postanowił nazwać państwo Oblasami od imienia króla i otaczających go lasów.
     Jednak po śmierci władcy Oblasy uległy najazdom barbarzyńców, którzy spalili lasy. Po państwie pozostała tylko nazwa.




Katarzyna Garus
Kl. 1 "b" gimnazjum

Powstanie Koniecpola

     Dawno, dawno temu istniała osada, która nie miała nazwy. Na skraju tej osady znajdował się mały domek, w którym mieszkał pewien młody mężczyzna o imieniu Antoni. Był on bardzo poczciwy i pracowity, więc, gdy tylko stopniały śniegi, zaczął zajmować się swym polem. Gdy właśnie kończył je orać, zauważył, że w ziemi leży jakiś błyszczący przedmiot. Kiedy wziął tę rzecz do ręki, okazało się, że był to medalion. Nie był on jednak zwyczajny, gdyż ze złota i srebra i posiadał również symbol króla. Antoni nie wiedząc, co ma z nim zrobić, postanowił zapytać starca z osady, który uchodził za najmądrzejszego.

     Gdy dotarł do starca, ten powiedział, że najlepiej, aby oddał go jakiemuś słudze królewskiemu. Antoni posłuchał rady i następnego dnia wyruszył na poszukiwanie króla lub jego bliskich poddanych.

     Po długiej wędrówce dotarł do wielkiego grodu. Zapytał jednego ze strażników stojących przy bramie, czy może tu spotkać jakiegoś królewskiego sługę. Ten popatrzył na niego ze zdziwieniem i odpowiedział, że nie tylko może spotkać tu służących króla, ale i jego samego. Antoni zapytał także, czy mógłby się z nim spotkać. Strażnik z lekko drwiącym i zdziwionym głosem odpowiedział, że gdyby król miał się spotykać ze wszystkimi, którzy by tego oczekiwali, to na nic innego nie starczyłoby mu czasu. W tym samym momencie przed bramą pojawił się król z dwoma strażnikami. Antoni natychmiast podbiegł do jego wysokości, ale drogę zastąpili mu strażnicy. Ten jednak nie dawał za wygraną i wreszcie król pozwolił mu podejść do siebie i wyjaśnić, o co mu chodzi. Gdy tylko Antoni wyjął medalion, król zapytał go, skąd go ma, a ten ze spokojem opowiedział mu całą historię.

     Jak się później okazało medalion należał od wielu lat do rodziny królewskiej, ale został skradziony, a król wyznaczył nagrodę za jego odnalezienie. Antoni został sowicie wynagrodzony. Król nadał mu tytuł szlachecki, darował mu okoliczną ziemię znajdującą się w pobliżu jego domu i ogłosił go jej panem.

     Osada została oficjalnie osadą o nazwie Koniecpol. Nazwa ta wywodzi się od miejsca, w którym znaleziono medalion - koniec pola, które orał Antoni. I w taki sposób powstał Koniecpol.




Mateusz Gradowicz
Kl. Ib gimnazjum

Historia powstania Koniecpola

     Dawno temu za czasów, gdy rządziła dynastia Piastowska nad rzęką o nazwie Pilica, powstała niewielka osada. Z biegiem lat osadnicy myśleli o jej powiększeniu. Z jednej strony płynęła rzeka , a z drugiej strony rósł gęsty las, w którym podobno straszyły duchy zabitych podczas wojny żołnierzy. Przywódca osady o imieniu Bolko bał się zaryzykować wycinania lasu, ale nie mógł budować po drugiej stronie rzeki, ponieważ była ona szeroka na pięćset metrów, czekał więc na cud, myśląc, że w końcu duchy się wyniosą.

     Latem, gdy zaczęła się praca przy żniwach, pojawił się pewien młody wędrowiec. Osadnicy pozwolili mu z nimi zamieszkać. Po dwóch tygodniach nieznajomy przybysz, dowiedziawszy się o lesie, w którym straszy i o problemie mieszkańców postanowił im pomóc pod warunkiem, że będzie mógł tam zamieszkać, a jeżeli Bolko nie będzie miał dzieci, to po jego śmierci to właśnie on będzie nowym przywódcą. Po trzech dniach namysłów i dyskusjach z mieszkańcami Bolko się zgodził, lecz zaznaczył, że las musi być wycięty co do ostatniego drzewa. W ten oto sposób doszli do porozumienia.

     Następnego dnia wędrowiec zaczął wycinać las. Podczas wycinania drzew słyszał różne odgłosy. Były to przeważnie jęki i krzyki, rzadziej dźwięki walki mieczem. Minęło już wiele czasu, nadchodziła jesień a końca lasu nie było widać, w związku z czym wędrowiec postanowił wziąć kilku ludzi do pomocy. Ludzie nie chcieli pomagać ze strachu, lecz udało się zebrać kilku śmiałków, którzy się nie bali przerażających odgłosów. Nadeszła zima. Wycinanie przerwano z powodu zbyt dużych opadów śniegu. Ludzi zaczęło interesować imię nieznajomego wędrowca, który mieszkał wśród nich już pół roku i jeszcze się nie przedstawił. Próbowano to z niego wyciągnąć różnymi sposobami, ale nieskutecznie.

     Gdy tylko się ociepliło wycinanie wróciło do dziennego porządku. Pewnego dnia jeden z zebranych wcześniej drwali znalazł jeden kłos zboża. Wszyscy zaczęli się zastanawiać, skąd się to wzięło w środku lasu. Zapadła noc. Następnego ranka o koło godziny dziewiątej praca jeszcze nie ruszyła. Wszystkich to zdziwiło, ponieważ zwykle o tej porze wszyscy już ciężko pracowali przy wycinaniu. Okazało się, że nieznajomy wędrowiec zaginął. Wieczorem znaleziono jego ciało w lesie. Prawdopodobnie to duchy go zabiły, lecz do końca nie wiadomo. Pośmiertnie wędrowca nazwano Konie, ponieważ zakończył swoją pracę, a z kłosu zboża, który został znaleziony, zostało zasiane pole aż do tego miejsca, w którym zakończono pracę.
Na cześć tamtego zdarzenia osadę nazwano Koniecpol.




Jakub Ślęzak
Kl. I b gimnazjum

     Dawno, dawno temu, na terenach dzisiejszego Koniecpola rozciągała się duża pustynia, której brak było wody, zwierząt i roślin. Jednak kilkanaście następnych lat tę sytuację gwałtownie zmieniło.

     Od strony gór wędrowało pięciu mężczyzn. Pierwszy z nich doskonale walczył, drugi był najlepszym rzemieślnikiem w całej Polsce, trzeci był biegły w pisaniu i czytaniu, a czwarty zapisywał całą wędrówkę na kartach swej księgi. Natomiast piąty uczestnik dołączył do pozostałem czwórki później, ponieważ rannego i bardzo słabego znaleźli go w górach. Nie można go było dokładnie opisać, gdyż głowę miał zasłoniętą kapturem, ubrany był w granatowy płaszcz oraz był najwyższy z całej piątki. Sprawiał wrażenie starca, jednak jego energia i tempo marszu temu zaprzeczały. Na około piętnasty dzień wędrówki dotarli do Krakowa, gdzie mieli uzupełnić zapasy i ruszać dalej. Jednak ich pobyt się przedłużył, ponieważ zniknął starzec. Wrócił on dopiero następnego dnia rano, cały poobijany, kuśtykający i z raną na twarzy, która zaczynała się pod okiem, a kończyła w okolicy ust. Wszyscy dopytywali się go, gdzie był i co robił, jednak on nic im nie odpowiedział. Prawdziwego szoku pozostała czwórka doznała dopiero wtedy, gdy następnego dnia starzec zdjął kaptur z głowy i zobaczyli, że z rany została tylko mająca centymetr blizna. Ten fakt również sprawił, że tajemniczy przybysz został obrzucony ogromną ilością pytań, jednak znów im nic nie odpowiedział.

     Przez następne trzy dni wędrowali po równinnym terenie, który nie sprawiał trudności w wędrówce. Wszystko byłoby dobrze, ale nie zauważyli oni stromego spadu, który sprawił, że zsunęli się z niego. Wydawało się, że wszyscy są cali i zdrowi, jednak pierwszy członek drużyny został ranny. Zranił się w kolano i nie mógł iść dalej, więc nalegał, aby zostawili go samego i szli dalej. Jednak doszedł do niego starzec i gdy dotknął jego kolana, sprawił, że się uleczyło. Po tym wyczynie pozostała trójka pytała go, jak to zrobił, lecz on im odpowiedział - Im mniej wiecie, tym lepiej.

     Postanowili także zrobić w tym miejscu dłuższy postój i przespać się do rana. Gdy usnęli, starca zaczęły nęka dziwne sny, cały się trząsł i był bardzo spocony. Gdy wędrowali następnego dnia, starzec nagle zatrzymał się i powiedział- Przyszedł czas, abym odpowiedział wam na pytania. Pierwsze z nich brzmiało, kim jestem. Otóż, jestem magikiem i czarodziejem. Wywodzę się z zakonu w Krakowie. Jednak mój przełożony rzucił na mnie czar, który polega na tym, że nie doznam spokoju w moich snach, póki nie stworzę własnego miasta. Dlatego muszę was opuścić.

     Po kilku dniach poszukiwań znalazł on pustynię, na której nic nie rosło i zaczął tworzyć miasto od podstaw. Gdy skończył, nadał mu nazwę Koniecpol i koszmary przestały go nękać. Później ludzie zaczęli snuć plotki, że gdy wyzionął ducha, zmienił się w zjawę o nazwie Biała Dama i straszy w lochach zamku, który sam zbudował.