11.03.2008 r.
362
rocznica śmierci hetmana
Stanisława Koniecpolskiego
W niedzielę, w środku nocy, jedenastego marca 1646 roku w komnatach królewskich zapaliły się lampy. Zdenerwowany król Władysław IV Waza przechadzał się po sypialni. Jeszcze przed chwilą męczył go straszny sen. Cóż mógł oznaczać ?... Śniło mu się, że czytał w okularach jakieś pismo. Nagle okulary spadły mu z nosa, a z jego lewego oczodołu wypłynęło mu oko... Może to jest zapowiedzią śmierci Królowej Jej Mości, albo mego syna, albo jakiejś innej szkody? - myślał.
Obawy króla były niestety słuszne. W tym bowiem czasie w Brodach umarł Stanisław Koniecpolski hetman wielki koronny, kasztelan krakowski, senator, o którym mówili - " Wielki nie tylko imieniem, ale i samą rzeczą". W czwartek dotarła do króla wieść potwierdzająca jego proroczy sen. Zalał się rzewnymi łzami i powiedział "... rzeczywiście , straciłem lewe oko".
Pogrzeb odbył się trzydziestego pierwszego kwietnia 1646 roku w Brodach. Pogoda była piękna. Zamek przepełniony był niepohamowanym żalem i smutkiem. Droga od murów zamkowych do grobowca udekorowana była czarnym kirem. Na podwórzu, w dwóch szeregach stała piechota w strojach żałobnych. Przybywający goście witali się z synem zmarłego przed grobowcem, a potem szli do trumny pokłonić się hetmanowi. Leżał dostojny, w wielkiej trumnie obitej czerwonym aksamitem.
" W głowach tablica wielka srebrna złocista z herbami, w nogach krzyż srebrny stał na trumnie. Buława złocista turkusami sadzona. Szabla w złoto oprawna z rubinami. Szyszak polerowany, złocisty, naokoło sztukami dyamentowymi osadzony: za szyszakiem kita, wedle szyszaku karawasze z turkusami złociste. Lampy naokoło wisiały, świece w lichtarzach jarzęce".
Trumna stała na katafalku składającym się z czterech stopni obitych czerwonym suknem i aksamitem. Wartę przy trumnie trzymali bez przerwy wierni słudzy zmarłego. Chór, któremu przewodził pan Balcer zaśpiewał "Litanie o Najświętszej Pannie, Salve, Dies irae". Kanonik łucki J.X. Iwanicki wygłosił krótką, ale piękną mowę pożegnalną.
Potem trumnę złożono na wozie i kondukt drogą, przez tylną bramę, udekorowaną czerwonym szkarłatem ruszył do kościoła. Na czele szło 200 ubogich bab i dziadów. Następnie posuwała się procesja 26 popów i trzech protopopów. Za nimi szła kompania bracka w białych płóciennych kapach ze świecami i cztery chorągwie niemieckie z pochylonymi na dół chorągwiami i muszkietami, z bębnami ozdobionymi czarnym kirem. Za gwardią szli zakonnicy, którzy przybyli z różnych klasztorów - Karmelitów szarych i Franciszkanów podążało par 16, Bernardynów par 23, Dominikanów par 32. Potem, w dużej grupie kroczyli księża świeccy. Biskup łucki I.M.X Gębicki ubrany pontyfikalnie niósł krzyż. Za nim posuwało się 20 surmaczów i 6 doboszów z bębnami. Potem prowadzono dwanaście koni jezdnych tureckich ubranych przepysznie - po husarsku. Każdego konia prowadziło dwóch masztalerzy, w strojach z czerwonego atłasu i szyszakach z piórami. Sześć z tych koni okrytych było kapami : pierwszy - białą złotogłową, drugi - czerwoną, trzeci - czerwoną ze złotymi kwiatami, piąty - zieloną, szósty - ceglastą ze złotymi kwiatami. Pozostałe sześć koni, przykrytych pięknymi czaprakami i osiodłanych kosztownymi siodłami, z głowami przyozdobionymi wspaniałymi kitami, szło w drugim szeregu. Za tym strojnym, konnym orszakiem jechał P. Brodnicki, chorąży Aleksandra Koniecpolskiego. W zbroi polerowanej, po brzegach złocistej, w szyszaku na głowie, z kopią obróconą grotem na dół, a tuleją do góry, na koniu tureckim dostatnio ubranym. W ślad za nim podążał na koniu jego towarzysz, ubrany w pancerz z tarczą na plecach. Dzierżył za koniec pałasz owinięty aksamitem. A potem, na wspaniałym, przepięknie ubranym koniu -
"w żupanie atłasowym karmazynowym, w sobolej fereziej z petlicą diamentową, kitą z zapłoną za kołpakiem, buławą turkusami sadzoną, posturą a szczególnie brodą, bardzo przypominający hetmana jechał rotmistrz kozacki I.P. Komorowski".
Za tą osobą, sześć koni przykrytych ozdobnymi kapami z aksamitu w kolorze karmazynowym, prowadzonych przez sześciu masztalerzy w atłasowych czerwonych kapach, ciągnęło wóz nakryty całunem karmazynowym tak szerokim i długim, że niosło go trzydzieści sześć sług. Powoził stangret. Na tym właśnie wozie spoczywała trumna hetmana -
"Axamitem ćwiekami obita, na której wierzchu insignia żołnierskie i hetmańskie, to jest: buława, szabla, karawasze i szyszak wszystek dyjamentami przykryty".
Na trumnie przybita była tablica wymieniająca zasługi hetmana. Za trumną dwaj Turcy w zawojach i w szkarłatnych sukniach prowadzili wiernego przyjaciela - konia, bardzo kosztownie przybranego. Za nim jechał giermek w pancerzu ze znakiem hetmańskim - "magierką z białemi strusimi piórami na drzewce wetchnioną".
Za ciałem szedł jedyny syn hetmana - chorąży koronny Aleksander Koniecpolski w otoczeniu krewnych, przyjaciół i znajomych. Wśród nich w ostatniej drodze towarzyszyli mu: poseł od króla Władysława IV Jakub Sobieski - kasztelan krakowski (ojciec Jana III), poseł od królewicza Karola - Krzysztof Opaliński wojewoda poznański, poseł od Księcia Wielkiego Księstwa Litewskiego - X. Zamojski, książę wojewoda ruski - Jeremi Wiśniowiecki, Stanisław Potocki - woj. podolski, Krzysztof Koniecpolski - woj. bełzki, pan Kamieniecki itd., itd. Było także wielu przedstawicieli ziem ruskich, podolskich, wołyńskich i dużo braci rycerskiej.
Z płaczem kondukt dotarł do kościoła. Zdjęto trumnę z wozu, wniesiono do środka i z wielkimi honorami umieszczono na katafalku. Przy nim umieszczono niezliczoną ilość świec i zawieszono wiele zapalonych lamp. Całe wnętrze kościoła, z tej smutnej okazji, wybito czerwonym adamaszkiem. Wkrótce rozpoczęła się msza celebrowana przez biskupa łuckiego. Śpiewano i grano głośno i pięknie. Na ambonę wszedł proboszcz z Brodów Jan Teresowski, o. praw, doktor, protonotariusz apostolski. Mówił długo, bo w kilku słowach nie można było przedstawić zebranym dokonań i dzieł zmarłego wodza. Dotknąć spraw tylu - czynów tak wielkich, odwagi i rozwagi niepowtarzalnej. Żal wypełnił wszystkie serca, łzy potoczyły się po policzkach. Żona, pani Zofia Opalińska zemdlała - wyprowadzono ją z kościoła.
Po kazaniu odprawiono zwyczajne ceremonie przy trumnie. Następnie do kościoła wjechał na bystrym koniu P. Brodnicki, aby dopełnić starego zwyczaju kruszenia kopii. Strwożony koń wziął na kieł. W połowie kościoła skruszył kopię o belkę. Niektórzy powiadali, że koń przestraszył się świateł zapalonych świec i lamp oraz tłumu. Ale niewielu dawało temu wiarę. Mówili, że huk armat, ciżba, a nawet wojenny zgiełk i zamęt to dla niego nie pierwszyzna - raczej nie może pogodzić się, że jego pan odchodzi, że go już nie ma. Wspiął się wraz z jeźdźcem na pierwsze ławki, a potem skoczył ponad grobem obok katafalku, na którym stała jeszcze trumna. Jego tylne nogi osunęły się do grobu, ale wydobył się z niego i ruszał w kierunku ołtarza. Dopiero tam go złapano i z wielkim trudem wyprowadzono z kościoła. Gdy jednak dano salwę, koń znów się wyrwał. Wpadł w tłum, wiele ludzi raniąc pobiegł do stajni, bo tu - w kościele, w grobie, w tłumie - nigdzie nie znalazł swego pana.
Próbował, po tym zdarzeniu, wjechać jeszcze do kościoła jeździec w zbroi z pałaszem w towarzystwie swojego giermka, ale mu nie pozwolono. Następnie, przy biciu w bębny i salwach armatnich spuszczono ciało hetmana wielkiego koronnego do grobu.
Na tablicy pośmiertnej życie wypisało mu epitafium:
"Bogu Najlepszemu, Najwyższemu, Życia i Śmierci Królowi.
Wiecznej i jasnej pamięci najjaśniejszego i najznakomitszego Stanisława z Koniecpola Koniecpolskiego, kasztelana krakowskiego, najwyższego wodza królestwa, Buscensis, Barensis etc., który chodził sławą swoją najwyższą opromieniony. To ten, który sam dokonał tych wszystkich czynów. Żołnierski płaszcz i senatorska toga przyniosły mu chwałę. Najwyższą cnotą jego było umiłowanie wiary świętej i ojczyzny oraz sprawiedliwość i godność.
Pierwszy pomiędzy senatorami, wielki pan, wódz i żołnierz. Swe pierwsze doświadczenie zdobył w wojnie moskiewskiej, szczęśliwie zaczętej przez najwyższego i najpotężniejszego króla Zygmunta III. Walczył tam dzielnie. Spośród rówieśników wyróżnił się przenikliwością, zgodnością, rozsądkiem. Wykazał cechy przyszłego wodza.
Miał wszystkie cechy wielkich i walecznych wodzów, nawet ich przewyższał, szlachetny w rządzeniu ludźmi.
Poznał go lud scytyjski, zbójecka potęga otomańska, zdradliwa Moskwa, zbuntowani Kozacy. Walecznych Szwedów męstwem sobie równych wielokroć przewyższał [...]
Cokolwiek robił, czynił to nie z żądzy sławy, ale dla miłości Boga i dobra Ojczyzny.
Takim sposobem niebo sobie zasłużył.
Przechodniu spójrz, albowiem spoczął tu wulkan wojny, postrach nieprzyjaciół, światło i filar Ojczyzny, ozdoba niezrównanego rodu swego. Teraz zaś popiół, pył i nicość.
Urodzony A.D. 1591 dnia 9 lutego, zmarł A.D. 1646 dnia 11 marca w 56 roku swego życia".*
W kilka lat później K. Opaliński z myślą o grobie hetmana napisał:
"Tu leży Koniecpolski, leży i buława,
Ale nie leży jego nieśmiertelna sława,
Ta umierać nie umie, owszem kwitnie wszędzie,
I dokąd Polska Polską, kwitnąć zawsze będzie,
A ty mów cny Polaku: Umarł Hetman, ani
Znajdziem równego, gdyż z nim pomarli Hetmani".
Dziś, po 362 latach ciągle pamiętamy o czynach naszego wielkiego rodaka z Koniecpola. Wielu z nas chciałoby uczcić pamięć wspaniałego wodza, obrońcy Ojczyzny w sposób szczególny. Mam nadzieję, że spacerując kiedyś po koniecpolskim rynku zobaczę sławnego hetmana na cokole... z buławą w ręku, galopującego na swoim rumaku, podobnym do tego z obrazu Cypriana Kamila Norwida.
Jerzy Zakrzewski
Źródło: Stanisław Przyłęcki ,,Pamiętniki o Koniecpolskich", Lwów, 1842 r.
* tłumaczenie z łaciny Joanna Soremba.