14.10.2008 r.

Wspomnienia


Dziś wspominam z rodzicami te wymazane kredą drzwi od szafy, które służyły mi jako tablica szkolna. Uczniów, którymi były dzieci z mojego podwórka. I był też dziennik, taki najprawdziwszy, w którym stawiałam stopnie.

To już wtedy wiedziałam, że chcę zostać nauczycielem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że języka polskiego. Wtedy też jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, jak trudny i odpowiedzialny to zawód.

Kiedy byłam uczennicą, zawsze wydawało mi się, że stawianie ocen niedostatecznych sprawia radość nauczycielom. Myślałam sobie, że cieszą z tego faktu, ot znowu ktoś nie umie, nie odrobił, nie napisał, a widzisz, mam cię...

Dziś, kiedy sama stoję po drugiej stronie biurka (choć tak naprawdę zawsze wędruję pomiędzy ławkami), wiem, jak mylne było to myślenie. Dziś wiem, że każda ocena niedostateczna jest nie tylko porażką ucznia, ale i w pewnym stopniu moją. To pora na chwilę refleksji (lub jak to woli - ewaluacji): co złego mogło się zadziać?

Uczę w szkole, do której sama uczęszczałam. Kiedy rozpoczynałam pracę, gro nauczycieli stanowiła kadra, która mnie uczyła. W bibliotece szkolnej, od której rozpoczęłam romans ze szkołą, pracowałam z moją wychowawczynią, panią Urszulą Bladziak.

Uczyła mnie języka polskiego i to ona chyba zaszczepiła we mnie pierwsze zainteresowanie tym przedmiotem. Wspominam ją jednak jako wspaniałego wychowawcę i opiekuna młodzieży. Nikt nie rozumiał nas lepiej. To ona pierwsza otworzyła nam drzwi do swego domu. Pamiętam tę wizytę. Wchodziliśmy do domu naszej wychowawczyni jak do świątyni. Były to czasy, kiedy uczniowie oddzieleni byli niewidzialnym murem od nauczycieli. Nie było mowy o zwyczajnej, luźnej rozmowie na przerwie, tym bardziej po lekcjach. Czuliśmy ogromny respekt, a nauczycieli traktowaliśmy tylko jako przekazicieli wiedzy. Z moją wychowawczynią było zupełnie inaczej. Powierzaliśmy jej nasze najskrytsze marzenia. Opowiadaliśmy o pierwszych miłościach, wypłakiwaliśmy się w rękaw. A ona słuchała, doradzała, a i zdarzało się, że pogroziła palcem.

Doktor Stanisław Bortnowski napisał , iż polonistę szanuje się po latach. Myślę, jednak, że nie tylko polonistę, myślę, że każdego nauczyciela, który starał się w rzetelny sposób, z pełnym oddaniem robić to, co umiał najlepiej, a więc wychowywać i uczyć. W pamięci pozostały nazwiska tych pedagogów, którzy w przystępny sposób przekazywali wiedzę, ale byli jednocześnie bardzo wymagający. Nauczyciele z ogromną wiedzą, potrafiący zrozumieć nas, maluczkich, niezdarnych i mało wiedzących o świecie.

Uczelnia to miejsce, gdzie spotkałam niezwykłego człowieka. Człowieka o wielkim sercu, człowieka, który odsłaniał przede mną tajniki metodyki, a jednocześnie był otwarty na każde nasze problemy. Zawsze miał czas, zawsze wspomagał, wspierał. To dzięki niemu obudziło się we mnie zainteresowanie tą dziedziną nauki. Niech mi więc będzie wolno wymienić z imienia i nazwiska, to dr Edward Biłos. To dzięki niemu także zainteresowałam się regionalizmem w szkole. Dalsze zainteresowania metodyką i nie tylko wzbudziła we mnie już na studiach podyplomowych dr Wiga Bednarkowa. Dziś jesteśmy przyjaciółkami, ale nadal jest dla mnie autorytetem i kopalnią pomysłów. To także dzięki niej na swej drodze spotkałam wspaniałego człowieka, który był promotorem mej pracy doktorskiej, profesora Henryka Gradkowskiego. Prawdziwy nauczyciel opiekun, doradca, pełen poświęcenia i nigdy nie skąpiący swego czasu, aby pomóc. Kopalnia wiedzy. Przy tym wszystkim bardzo wymagający i konsekwentny. Nie można było czegoś nie napisać na czas, nie dlatego, że profesor będzie krzyczał. Po prostu wiedziałam, że inaczej postąpić nie wypada. Zawsze dodawał otuchy swoim ciepłym, spokojnym głosem. Zawsze czuwał, wspierał w trudnych chwilach (w trakcie pisania pracy doktorskiej urodziłam synka, Maksymiliana) i nie pozwalał wątpić. To prawdziwy mistrz i nauczyciel.

Nie mogę zapomnieć także o doktorze Stanisławie Bortnowskim, który nauczył mnie krytycznego spojrzenia na różne sprawy związane z nauczaniem. Pokazał, jak się poruszać po współczesnych meandrach edukacji, aby nie popaść w zbytni entuzjazm do nowości i z drugiej strony, aby nie zapomnieć o ogromnej tradycji polskiej szkoły.

Człowiek uczy się przez całe życie, więc na swej drodze, bez względu na wiek, spotyka nauczycieli, którzy wskazują tę właściwą drogę. Wspomnę więc także mego pierwszego dyrektora, pana Mariana Piątkowskiego, który wiódł mnie po krętych ścieżkach edukacji, a że z wykształcenia jest polonistą, przekazał mi ogrom swego doświadczenia. Pamiętam te niezapowiedziane hospitacje, hospitacje, dzięki którym z dnia na dzień wiedziałam więcej, potrafiłam więcej. Jeśli nie wyszło, nigdy nie ganił, ale wskazywał, co robić lepiej. I taki powinien być nauczyciel, bowiem rzeczą ucznia jest błądzić, a nauczyciela wskazywać dobrą drogę.

Wszyscy pedagodzy, o których wspomniałam, mieli i dalej mają wpływ na to, kim teraz jestem i jaka jestem. Jakim jestem nauczycielem. Można by rzecz, że moja pedagogiczna dusza poskładana jest z cząstki każdego z nich. Dzięki nim odważnie i cierpliwie staję co dnia przed moimi uczniami.

I tak na koniec moich refleksji, parę słów chcę skierować do przyszłych nauczycieli. Kiedy myślę o zawodzie nauczyciela, od razu przychodzi mi na myśl słowo pasja. Tak, niewątpliwie to to, co winno cechować każdego pedagoga. Moim zdaniem, bez tej choćby odrobiny zapału do tego , co robię, nic ciekawego nie wydarzy się na lekcji, w szkole, na przerwie, po prostu nie zaiskrzy. A tymczasem do zawodu tego trafiają ludzie całkiem przypadkowi, nieświadomi tego, co ich czeka. Łakomi może na wakacje i przerwy, marne to pocieszenie w stosunku do tego, co dzieje się w całym roku szkolnym. Bo wyobrażenie w starciu z rzeczywistością jest nader bolesne. Obserwuję młodych nauczycieli, którzy nie bardzo radzą sobie w tym szkolnym świecie. Albo są zagubieni, albo im się nie chce. A ja po dwudziestu latach pracy czekam na świeży powiew inicjatywy, chętnie podpatrzyłabym coś nowego, poczuła ten młodzieńczy entuzjazm. Zanim więc młody człowieku zdecydujesz się stanąć po drugiej stronie biurka, rozważ wszelkie za i przeciw, porozmawiaj z zaprzyjaźnionymi pedagogami, może popracuj jako wolontariusz w szkole i poczuj, czy to jest to, co na pewno chcesz robić całe życie.

Myślę sobie, że miałam ogromne szczęście do spotkania na swej drodze wspaniałych nauczycieli. To w dużej mierze im zawdzięczam to, że dziś jestem doktorem nauk humanistycznych, że jestem nauczycielem, któremu uczniowie przyznali "Honorowy Tytuł Nauczyciela na 6".

dr Edyta Bukowska