1.09.2008

Ola z Koniecpola


Panią dr Aleksandrę Jurzysta (Zyzik) znamy w TPK już od dawna. To doktor nauk, urodzona w Koniecpolu Starym, znana z artykułów - "Reminiscencje koniecpolskie", "Doktoraci", zamieszkała w Puławach, w mieście związanym z postacią Adama Chmielowskiego. Późniejszy brat Albert, ten który walczył pod Mełchowem, leczony w koniecpolskim szpitalu, studiował w Puławach. To właśnie ta postać stała się pretekstem do odwiedzin miasta młodości Adama Chmielowskiego. Na gorące, entuzjastyczne i wielokrotnie ponawiane zaproszenia Oleńki udaliśmy się dnia 20 czerwca 2008 roku do miasta, w którym spędziła już ponad czterdzieści lat swojego życiorysu i twierdzi, że dobrowolnie się stamtąd nie ruszy. Trzy ekipy wyruszyły ze skweru Brata Alberta w Koniecpolu do Puław. Wiedzeni ciekawością pędziliśmy na swoich maszynach w kierunku przeciwnym do tego w jakim przemierzał powstaniec Adam. Pogoda była wspaniała, liczniki stukały miarowo, więc już po kilku godzinach cała nasza siódemka witała się serdecznie z naszą Przewodniczką. Oleńka już prawie 30 lat jest licencjonowanym przewodnikiem po Kazimierzu i okolicy. Plotkom, wspomnieniom, nowinkom nie było końca. Nie wiadomo kiedy wybiła północ i trzeba było iść spać, by następnego dnia mieć siły do zwiedzania trójkąta... nie Bermudzkiego lecz turystycznego, o wierzchołkach:

Nałęczowianie są bardzo dumni, że ich miasto jest dokładnie tak stare jak Stany Zjednoczone.

21 czerwca słońce wstało o 4,18. Wkrótce po tym po kuchni zaczęła krzątać się Oleńka. Wyciągnęła wielką patelnię i coś tam na nią nakładała. W pierwszej kolejności wylądowały tam pomidory, potem indyk ze swoimi siedmioma smakami, a potem szereg przypraw. Wszystko to dusiło się powoli, a zapach unosił się po całym mieszkaniu...

O godzinie siódmej poderwała się nasza siódemka. Szybciutko uporaliśmy się z porannymi zabiegami w łazience, smakowitym śniadaniem i wkrótce człapiąc za naszą Przewodniczką stanęliśmy przed gmachem Pałacu Książąt Czartoryskich, obecnie IUNG, czyli Instytut Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa.

Pałac Książąt Czartoryskich w Puławach,  tu uczył się Adam Chmielowski.

To tu, w roku 1862 założono dydaktyczno-badawczy Instytut Politechniczny i Rolniczo - Leśny będący pierwszą wyższą uczelnią rolniczą w tej części Europy - mówiła Oleńka. W tych murach, po zakończeniu Gimnazjum Realnego w 1862 r. w Warszawie, rozpoczął studia Adam Chmielowski. Było to tuż przed wybuchem powstania styczniowego. Po przybyciu do Puław Adam włączył się czynnie w konspiracyjną działalność prowadzoną przez jego kolegów studentów. Nawiązał kontakt z przywódcą rewolucyjnej młodzieży Leonem Frankowskim - swym starszym kolegą z Gimnazjum Realnego. To właśnie on stał na czele powstańczego ugrupowania "Czerwonych". To tu, w Puławach Adam poznał Franciszka Piotrowskiego, Karola Świebińskiego, Erazma Jarzmowskiego, Maksymiliana Bobrowskiego, z którymi serdecznie się zaprzyjaźnił. W odpowiedzi na wydany Manifest Centralnego Komitetu Narodowego, który wzywał do walki o wolność, konspiracyjna młodzież szkół puławskich utworzyła oddział "Puławiaków", pod dowództwem dziewiętnastoletniego Leona Frankowskiego. W chwili wybuchu powstania Adam Chmielowski znalazł się w szeregach powstańczego oddziału i jako jeden z pierwszych wyruszył do boju.

Instytut Politechniczny Adam opuścił 23 stycznia 1863 roku i jako osiemnastoletni student (urodził się 20 sierpnia 1845 r.) wziął udział w bitwie pod Słupczą. Poległo tam wielu powstańców, a sam dowódca oddziału wspomniany Leon Frankowski został ranny i dostał się do niewoli. Adam miał więcej szczęścia. Uszedł z życiem, przedostał się do oddziału Langiewicza i służył w kawalerii. Wkrótce po rozbiciu oddziału dostał się do niewoli austriackiej. Zostaje osadzony w Ołomuńcu, na terenie ówczesnej monarchii habsburskiej. Ucieka i zgłasza się do oddziału dowodzonego przez Zygmunta Chmieleńskiego. Znów walczy z odwiecznym wrogiem, z moskalami. Swój powstańczy szlak zakończył, jak wiecie, w Koniecpolu. W bitwie pod Mełchowem 30 września 1863 r. został ciężko ranny. W prymitywnych warunkach amputowano mu nogę. Trafił do koniecpolskiego szpitala już jako jeniec moskali. Dziś w Koniecpolu w tym miejscu jest skwer Brata Alberta i pamiątkowa tablica. Powstanie chyliło się ku upadkowi, wzmagały się rosyjskie represje. Groziły one również Adamowi - uczestnikowi powstania. Dzięki staraniom rodziny Adam zostaje zwolniony z aresztu i opuszcza kraj. W maju 1864 roku znalazł się w Paryżu. Dzięki pomocy Komitetu Polsko-Francuskiego udało mu się zakończyć leczenie - zaopatrzono go w najlepszą protezę nogi jaka była dostępna w tych czasach. W Paryżu zaczął się nowy okres życia Adama Chmielowskiego, artystyczny - malarski. Pamiętajcie, tu w tym gmachu studiował Adam Chmielowski.

Również w tym gmachu, o tam, po lewej stronie od wejścia, w Laboratorium Analiz Roślinnych Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa ja spędziłam swoje najcudowniejsze lata, 34 lata - ze wspaniałym szefem, panem Edwardem Drzasem i niezapomnianymi współpracownicami, z którymi spotykam się raz w roku u mnie w domu na tzw. "Spotkaniu Stypendystów ZUS" - podsumowała Oleńka.

Poszliśmy dalej, do przyległego obszernego parku za naszą Przewodniczką.

Park, podobnie jak pierwszy pałac został założony przez Lubomirskich i zmieniał się zgodnie ze zmianami puławskiej rezydencji - kontynuowała Oleńka. W latach 1731 - 36 przybrał styl francuski, w latach 1798 - 1806 styl angielski dzięki księżnej Izabeli. Zrobiło się romantycznie, powstało szereg budowli ogrodowych i rzeźb. Oto Świątynia Sybilli, wybudowana w latach 1798 - 1801 na wzór świątyni antycznej. Wejścia strzegą kamienne lwy, dar cara Aleksandra I. Ponoć kiedyś szczyt kopuły wieńczył szklany świetlik, też dar cara. W 1801 r. Izabela Czartoryska założyła tutaj pierwsze muzeum w Polsce. Jego eksponaty przed powstaniem listopadowym ewakuowano do Paryża, potem wróciły do Krakowa, gdzie stały się zalążkiem Muzeum Książąt Czartoryskich. Dziś w Świątyni Sybilli jest znów muzeum reaktywowane w 1938 roku.

Świątynia Sybilli w zespole pałacowo-parkowym w Puławach.

Obok świątyni znajduje się Domek Gotycki. To galeria sztuki, mieściła niegdyś cenne dzieła, m.in. Damę z gronostajem Leonarda da Vinci, obrazy Rafaela, Rembrandta. Dama z gronostajem (kiedyś z łasiczką lub fretką albinoską, jak twierdzą inni) jest jedynym dziełem Leonarda da Vinci w naszym kraju i najcenniejszym eksponatem wszystkich naszych muzeów, wszystkich czasów.

Domek Gotycki w zespole pałacowo-parkowym w Puławach. Kwiat tulipanowca  w zespole pałacowo-parkowym w Puławach.
Tulipanowiec w zespole pałacowo-parkowym w Puławach. Przed rzeźbą Tankreda i Kloryndy w zespole pałacowo-parkowym w Puławach.
Rzeźba Tankreda i Kloryndy  w zespole pałacowo-parkowym w Puławach. Wieża ciśnień  w zespole pałacowo-parkowym w Puławach.

W parku jest jeszcze mnóstwo ciekawych obiektów. Przemykamy obok: rzeźby Tankreda i Kloryndy, Domku Greckiego, Domku Chińskiego. Są również Groty i 400 lat liczący dąb, który jednak dożywa swojego żywota. Jest o wiele, wiele mniejszy od dębu pod Wąsoszem.

Harmonogram mamy napięty. W planie jest jeszcze tyle ciekawych rzeczy do zobaczenia. Na widok budki z pamiątkami przykładna dyscyplina jednak się rozluźnia. Poświęcamy trochę czasu na zakupy. Panie są wyraźnie usatysfakcjonowane.

Jedziemy do zamku Janowiec położonego na lewym brzegu Wisły, prawie na wysokości Kazimierza. To prywatna twierdza obronna Firlejów, wzniesiona na wysokiej skarpie wiślanej przez hetmana wielkiego koronnego i kasztelana krakowskiego Mikołaja w latach 1508 - 1526.

Zamek w Janowcu Zamek w Janowcu
Zamek w Janowcu Zamek w Janowcu

Na przestrzeni wieków zamek posiadał wielu właścicieli: Firlejów, Tarłów, Lubomirskich, Piaskowskich, Potockich i innych. Jedni przyczynili się do jego świetności, drudzy do jego upadku.

Zamek w Janowcu Zamek w Janowcu

Książę Marcin Lubomirski żył pod koniec XVIII wieku. Przytrafiło mu się w ciągu swego życia wszystko - udział w konfederacji barskiej, pobyt w więzieniu, dezercja, rozbójnictwo, zarządzanie teatrem, piastowanie wysokich stanowisk. Jego słabością była gra w karty. Grał uczciwie, no i przegrywał ze zwykłymi szulerami. Ponoć w ciągu jednej nocy przegrał Pałac pod Blachą w Warszawie i zamek w Janowcu. Tak powiadają, ale bardziej prawdopodobne jest to, że zamek został przejęty za długi.

Zamek w Janowcu Zamek w Janowcu

W 1927 roku zamek, a właściwie jego ruiny zakupił za 4,5 tys. zł. inż. Leon Kozłowski zwany odtąd księciem i ostatnim polskim romantykiem. Wojna przerwała jego plany odbudowy zamku. Wyobraźcie sobie - opowiadała Oleńka - że po 1945 r. zamek nie został upaństwowiony i był jedynym prywatnym zamkiem w naszym kraju, co było wielką atrakcją dla zagranicznych turystów. W 1975 r. inż. Leon Kozłowski sprzedał zamek do muzeum w Kazimierzu za 1 mln zł, lub jak twierdzą niektórzy za 1300 tys. zł, co było ogromną sumą wtedy. Sumę tę wyłożyły puławskie "Azoty".

Zamek w Janowcu - makieta Zamek w Janowcu - wnętrza

Oczywiście, w każdym szanującym się zamku straszy. W Janowcu straszy Czarna Dama - kontynuowała nasza Przewodniczka. Duch Heleny Lubomirskiej przechadza się o północy po zamku. Młoda Helena zakochała się w biednym rybaku, więc rodzice kategorycznie zabronili pannie spotkań. A gdy to nie pomogło zamknęli ją w wieży zamkowej. W końcu z rozpaczy, z tęsknoty za umiłowanym skoczyła z wieży. Rodzice pochowali ukochaną córkę w Kazimierzu, ale postanowili ją przenieść do kościoła w Janowcu, gdy na zamku zaczął ukazywać się duch jej córki. Na nic się to zdało, duch krąży po zamku do dziś. Kto się chce o tym przekonać niech zostanie na noc na zamku. Pokój Czarnej Damy z podwójnym łożem z baldachimem oraz łazienką jest do wynajęcia. Dama ukazuje się jednak tylko tym z "błękitną krwią". Podobno ludzie ze wsi Janowiec (w XVI wieku był miastem), szczególnie ci, wracający do domu w stanie "wskazującym", widywali nie Damę, ale czarnego barana, który musiał być duchem, bo żywe czworonogi w całej okolicy były wyłącznie białe.

Zwiedziliśmy prawie wszystkie zakamarki zamku, miejsca widokowe, z których podziwialiśmy uroczą okolicę. Przewodniczka nas nie poganiała, ale już po krótkim odpoczynku pędziliśmy samochodami na prom na Wiśle - oj co to będzie? Wkrótce ustawiliśmy się w krótkiej kolejce do promu samochodowo-osobowego Gelderlane. Czekaliśmy może z kwadrans podziwiając Wisłę, pracę promu i oglądając cennik: samochód z kierowcą - 8 zł, osoba dorosła - 5 zł, dzieci - 3zł. Po chwili zajęliśmy miejsca na promie. Przeprawa trwała króciutko, może dziesięć minut, ale naprawdę warto było. Mnie się bardzo podobało, tego punktu programu nie można ominąć.

Na promie na Wiśle Na promie na Wiśle

Prosto z promu Oleńka zawiodła nas do Kazimierza, na śliczny rynek, pod kamienice braci Mikołaja i Krzysztofa Przybyłów. W ich cieniu usłyszeliśmy historię miasta i jego zabytków zlokalizowanych w rynku... Kazimierz to miasto artystów, wystarczyło się rozejrzeć by przekonać się o tym. Tuż obok Kamienic Przybyłów rozłożyli się malarze ze swoimi obrazami. Artyści zaczęli tu przybywać pod koniec XVII w. Malował tu Piwowarski, Wojciech Gerson, Aleksander Gierymski, Ferdynard Ruszczyc, Siemiński i wielu innych. W 1923 roku prof. Tadeusz Pruszkowski przywiózł tu studentów Szkoły Sztuk Pięknych z Warszawy na plener malarski. Artyści zawładnęli miastem. Ten stan artystycznego zakręcenia trwa do dziś. Udzielił się również nam. Chcemy przebywać w tej atmosferze dłużej. Zasiadamy przy wielkim piwnym stole w samym Rynku. Nie uszło to uwadze tych co wiedzą lepiej i więcej - cyganka prawdę chciała nam powiedzieć. Nikt jednak nie chciał zainwestować w swoją przyszłość. Woleliśmy dobrze schłodzone piwo i sponad jego piany podziwialiśmy kazimierski rynek.

Galeria na rynku kazimierzowskim Piwo na rynku kazimierzowskim
Przed studnią na rynku kazimierzowskim Kościół Fara - Kazimierz Dolny

Pani Przewodnik nie pozwoliła nam się jednak rozmarzyć i wkrótce padło hasło do wymarszu - kierunek Zamek.

Już na miejscu, gdy naszym oczom ukazała się monumentalna budowla, opowiadała:

Zamek został zbudowany za Kazimierza Wielkiego i był budowlą obronną. Posiadał dwie wieże, dużą od strony Wisły i mniejszą od strony miasta. Podwórzec zamku otoczony był murem. Lata świetności zamku skończyły się wraz z najazdem Szwedów. Wtedy właśnie uległ poważnym uszkodzeniom. Dźwignął się jeszcze z upadku odbudowany za czasów Augusta II. Wzbogacił się nawet o kamienną okładzinę i portal o charakterze pałacowym. Niestety, podczas walk pomiędzy Augustem II i Stanisławem Leszczyńskim zamek został ponownie zniszczony. A w końcu austriacki okupant w 1806 r. kazał rozebrać grożące zawaleniem attyki. Od tamtej pory zamku już nie odbudowano...

Obecnie jest w postaci tzw. "Ruiny Trwałej" z platformą widokową na Wisłę dla turystów.

Ruiny zamku Kazimierza Wielkiego - Kazimierz Dolny Zamek Kazimierza Wielkiego - taras widokowy - Kazimierz Dolny

Legenda mówi, że podziemnym przejściem Kazimierz Wielki chadzał z zamku do swojej Esterki w Bochotnicy, odległej o 4 km na północ. W rzeczywistości ani król ani Esterka w Kazimierzu nie bywali, bo zamek kazimierski nigdy nie był rezydencją.

Wysłuchawszy krótkiej informacji Oleńki rozeszliśmy się oglądać romantyczną ruinę i podziwiać widoki okolicy. Szczególnie zainteresowała nas wieża położona w oddali, na szczycie wzgórza zamkowego.

Zamek Kazimierza Wielkiego - taras widokowy - Kazimierz Dolny

Baszta pochodzi z przełomu XIII/XIV wieku - wyjaśniała nam Oleńka. Pełniła prawdopodobnie funkcje obronne jeszcze przed powstaniem zamku. W nocy służyła jako latarnia rzeczna. Wieża ma ponad 19 metrów wysokości, a jej obwód ponad 32 metry. Grubość muru na dole wynosi 4,20m, a na czwartej kondygnacji około 3m. Wieża ma pięć kondygnacji.

Więcej nie trzeba było nas zachęcać. Wkrótce wspinaliśmy się po schodach na szczyt baszty. Widok ze szczytu jest wspaniały:

Baszta zdobyta - Kazimierz Dolny Widok z baszty - Kazimierz Dolny
Widok z baszty - Kazimierz Dolny Widok z baszty - Kazimierz Dolny
Widok z baszty - Kazimierz Dolny Przed basztą - Kazimierz Dolny

Dość długo cieszyliśmy nasze oczy pięknem otoczenia. Z dołu, gdzie rozsiadł się jakiś student, dochodziły ku naszym uszom dźwięki rzewnej melodii wydawanej przez flet.

W końcu opuściliśmy basztę udając się na miejsce ostatniej zbiórki - Wzgórze Trzech Krzyży.

Góra Trzech Krzyży - Kazimierz Dolny
Góra Trzech Krzyży - Kazimierz Dolny Widok z Góry Trzech Krzyży - Kazimierz Dolny

Potem wsiedliśmy do samochodów i prowadzeni wskazówkami naszej Przewodniczki udaliśmy się do domu, by skosztować tego co Oleńka przygotowywała o wschodzie słońca. Wkrótce siedliśmy za stołem, a przed nami ukazywały się kolejne potrawy - kaszka couscous, sojowy makaron i sos couscous, którego zapach drażnił nasze nozdrza o świcie. Wszystko to wyglądało wspaniale, a po pierwszych kęsach okazało się, że jest do tego jeszcze bardzo smaczne. Podlaliśmy te dania winem i na naszych twarzach pojawił się uśmiech zadowolenia... Do późna dzieliliśmy się przeżyciami minionego dnia i snuliśmy plany na następny dzień.

22.06.2008

Rano nasza Przewodniczka poprowadziła grupę samochodową do Nałęczowa. Zaparkowaliśmy przed Parkiem Zdrojowym i ruszyliśmy prosto do Pałacu Małachowskich. To późnobarokowy gmach zbudowany w latach 1771-73. We wnętrzu znajdujemy salę balową z dekoracjami w stylu Ludwika XVI. W pałacu mieści się także muzeum B.Prusa i tam spędziliśmy trochę miłych chwil.

Przed Muzeum B. Prusa - Nałęczów Z Panem Bolesławem Prusem - Nałęczów
Motto B.Prusa W Muzeum B. Prusa - Nałęczów

Potem pomaszerowaliśmy do pijalni wód. Za dwa złote można było wypić wodę z trzech źródeł - "Miłość", "Barbara", "Celiński". Próbowałem po kolei, ale tylko woda ze źródła Miłość mi smakowała. Mało tego, przekonałem się, że ona działa… pozytywnie. Panie też wypiły z tego zdroju i od razu zainteresowały się moją skromną osobą. Zaciągnęły mnie pod palmę na sesję zdjęciową.

Pijalnia wód mineralnych - Nałęczów Pijalnia wód mineralnych - Nałęczów

Tym wodom Nałęczów zawdzięcza swą popularność. Źródła są eksploatowane od 190 lat. Piły tutaj elity warszawskie i lubelskie. Pił Prus, Henryk Sienkiewicz, Stefan Żeromski, Jan Koszyc Witkiewicz, Henryk Siemiradzki, Ignacy Paderewski, Karol Szymanowski oraz Ewa Szelburg Zarembina - opowiadała nasza Przewodniczka.

Odpowiednio nawodnieni udaliśmy się na spacer po Parku Zdrojowym.

Najpiękniejsze są tu kasztanowe aleje, po których spacerują kuracjusze. Przyjeżdżają tutaj, by skorzystać ze specyficznego mikroklimatu pozytywnie działającego na serce, nerwy, nadciśnienie. Budynek sanatorium "Książę Józef" skąpany w promieniach słonecznych rozłożył się majestatycznie nad stawem, po którym pływają kaczki i białe łabędzie. Nam najbardziej przypadł do gustu welocyped. Zasiadaliśmy kolejno na nim, ale nikomu nie udało się odjechać.

Park Zdrojowy - Nałęczów Park Zdrojowy - Nałęczów

Potem Oleńka zaprowadziła nas do SPA Nałęczów. Słowo spa wywodzi się od z łacińskiego wyrażenia sanus per aquam (dosłownie 'zdrowy przez wodę'). Woda jest tym dla ciała, czym marzenia dla duszy - opowiadała nasza Przewodniczka. Nowe obiekty SPA - Termy Pałacowe oraz Atrium oferują najróżniejsze zabiegi i pakiety. Zajrzałem do folderu, w oko wpadła mi oferta pt. "Weekend dla pań". A w niej: