Towarzystwo Przyjaciół Koniecpola - Koniecpol Zamkowa 27

Koniecpol 23.12.2008 r.

Wygnaniec

Hamulce zapiszczały i pociąg zaczął powoli zwalniać. W końcu zatrzymał się w szczerym polu. Wydawało się, że to kolejny postój w niekończącej się podróży. Rozległy się doniosłe i groźne komendy "Alles raus". W bydlęcych wagonach ozdobionych budkami strażników zaczął się ruch. Każdy łapał swój niewielki tobołek, szukał najbliższych i wyskakiwał w ogarniającą wszystko ciemność nocy.

Jeszcze niedawno byli w obozie przejściowym Durchgangslager 121 w Pruszkowie, który został utworzony przez Niemców 6 sierpnia 1944 roku. Obóz mieścił się w wielkich halach pruszkowskich warsztatów kolejowych. Lokowano tam mieszkańców kolejno zdobywanych przez Niemców dzielnic Warszawy. W sumie około 500 tys. osób oraz 100 tys. wysiedlonych z najbliższych okolic stolicy. Ponad 165 tys. osób Niemcy uznali za zdolnych do wykorzystania i skierowali na roboty do Niemiec. Ponad 50 tys. wysłali do obozów koncentracyjnych. Pewną grupę starców i chorych zwolniono z obozu, a część została wyprowadzona z obozu nielegalnie. Nie wiadomo ile osób rannych, chorych i słabych zmarło w Dulagu 121 wskutek trudnych warunków tam panujących. Pozostałych wywieziono do różnych miejscowości Generalnej Guberni i pozostawiono własnemu losowi.

Na szczęście pasażerowie tego pociągu należeli do tej ostatniej grupy. Wśród pokrzykiwań Niemców wysypali się z wagonów. Przed nimi, pogrążony w ciemnościach październikowej nocy 1944 roku leżał gdzieś Koniecpol. Udali się w jego kierunku zastanawiając się co wybrać Koniecpol - miasto, czy Koniecpol - wieś. Wybrali wieś.

Po krótkim marszu znaleźli się w obszernej parterowej chałupie, gdzieś przy głównym trakcie, skąd przed okno widać było idących z pociągu współtowarzyszy niedoli. Zajęli jeden pokój w tej chacie, a wkrótce zasiedli za dużym stołem. Najmłodszy z nich miał siedem lat, wołali na niego Jacek.

Jacek Fedorowicz z pieskiem, Warszawa, 1941r. Jacek Fedorowicz z pieskiem, Warszawa, 1943r.

Oto jak zapamiętał tą chwilę mały Jacek Fedorowicz:

"Byliśmy wolni, choć nie wiedzieliśmy gdzie. W oddali migotały światełka... Chłopi przyjęli wszystkich wygnańców serdecznie i gościnnie. Na stół wjechała micha gotowanych kartofli, których nie widziałem od dwóch miesięcy. Co za zapach!... Co za smak..."

Pomyśleć, że jeszcze przed chwilą byli w obozie. Przed oczami stał im jak żywy:

"Duży plac, tłum wypędzonych warszawiaków i segregacja przesądzająca o dalszych ich losach. Niemcy wybierali ludzi na roboty do Niemiec. Od robót zwalniał podeszły wiek (dziadkowie), ciąża (Marysia spodziewała się dziecka) i już podchowane, ale małe dziecko (ja stanowiłem tu tarczę ochronną dla mamy). Pozostawała ciocia Hanka, którą niechybnie czekała wywózka. Doszliśmy do segregujących Niemców i - jak było do przewidzenia - ciocia została skierowana do grupy tych na roboty. Grupa nieszczęśników stała z jednej strony placu - chwilowi szczęśliwcy z drugiej. Wtedy babcia zrobiła rzecz niewiarygodną. Energicznym krokiem przeszła środkiem pustego placu, stanęła przed najwyższym, dyrygującym całością oficerem i nienaganną "inteligencką" niemczyzną powiedziała mu, że jej córka nie może jechać na roboty, że to wykluczone i że ona swoją córkę zabiera. Niemcy zbaranieli, ponieważ taka bezczelność była po prostu niewyobrażalna. Trwało to wszystko króciutko. Babcia podeszłą do grupy "na roboty" wzięła ciocię Hankę za rękę i przeprowadziła z powrotem na naszą stronę. Wtedy Niemcy się ruszyli, rzucili się w tłum, by wyłowić uciekinierkę, ale po chwili zrezygnowali, tłum solidarnie nie ułatwiał im poszukiwań, nie chciało im się widocznie segregować tłumu od nowa, dali spokój, a nasza grupa wsiadła do tzw. bydlęcych wagonów w nie zmniejszonym składzie. Ciocia na wszelki wypadek z poduszką pod płaszczem, że niby też brzemienna."

Tu, w Koniecpolu rodzina Fedorowiczów znalazła kąt , strawę i spokój. Nic nie odda lepiej obrazu tamtych dni, jak wspomnienia Pana Fedorowicza:

"Mój Koniecpolski epizod był krótki, choć podkreślam radosny. Po koszmarze Powstania gościnni koniecpolanie wydali się aniołami, sad (zapamiętałem obrazek sadu w dniu słonecznym) wydawał się rajem. Ta cisza i spokój po dwóch miesiącach nieustannych strzałów, wybuchów i bombardowań! To też pamiętam na pewno i będę pamiętał już do końca."

Rodzina Fedorowiczów - Gdynia, tuż przed wojną Jacek z dziadkiem Władysławem Schmidtem, 1941r.
Babcia Wanda Schmidt w aucie - piąta od prawej
Jacek z mamą - Gdynia 1945r.

Jacek Fedorowicz wraz z rodziną przebywał w Koniecpolu (Chrząstowie)w następującym składzie:

Być może była jeszcze z nimi ich służąca Marysia, w ciąży, traktowana jak członek rodziny.

Był to pobyt stosunkowo krótki. Mieszkali może tydzień, może dwa, chyba nie dłużej niż miesiąc. Któregoś dnia rodzina wynajęła furmankę i udała się nią do Kielc zawożąc chorego dziadka. Przebywali tam do końca wojny.

W budynku po lewej Państwo Fedorowicze zamieszkali po wyjeździe z Koniecpola - Kielce, ul. Silniczna 9

Co wyrosło z tego małego chłopca, który spędził miłe chwile w Koniecpolu i pamięta je do dziś, wiemy wszyscy.

Tylko młodszemu pokoleniu przypomnimy sięgając do zasobów Wikipedii postać Jacka Fedorowicza -satyryka, aktora i plastyka.

Urodził się 18 lipca 1937 roku w przedwojennej Gdyni, w rodzinie warszawiaków zasłużonych dla polskiej gospodarki morskiej. Jako siedmioletnie dziecko przeżył powstanie warszawskie. Ukończył Wydział Malarstwa Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Gdańsku. Był jednym z założycieli (m.in ze Zbigniewem Cybulskim i Bogumiłem Kobielą) gdańskiego, studenckiego teatru Bim-Bom (w latach 1954-1960) i należał do składu aktorskiego tego teatru (główna rola "Dobrego Ducha" w pierwszym programie p.t. "Achaaa"). Jeszcze w czasie studiów rozpoczął współpracę z gdańskim radiem jako autor i aktor, zaś jako autor i rysownik-karykaturzysta z prasą w całym kraju (m.in. "Dookoła świata", "Po prostu", "Dziennik Bałtycki", "Szpilki", "ITD"). W drugiej połowie lat 60. występował w Telewizji Polskiej, gdzie współtworzył m.in. wraz z Jerzym Gruzą programy rozrywkowe Poznajmy się, Małżeństwo doskonałe, Kariera i Runda. Współtworzył w latach 70. radiowy (Program III) magazyn satyryczny 60 minut na godzinę, gdzie występował w kilkunastu rolach, tworząc m.in. słynne postacie Kolegi Kierownika i Kolegi Kuchmistrza. Prowadził też w radiu poranne pogadanki. Wraz z Piotrem Skrzyneckim prowadził pierwszy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu. W latach 60. i 70. często występował na estradzie, najpierw w Teatrze "Wagabunda" (m.in. z Marią Koterbską, Mieczysławem Czechowiczem i Bogumiłem Kobielą), potem w programie Popierajmy się wraz z Bohdanem Łazuką, Tadeuszem Rossem, Piotrem Szczepanikiem i Ryszardem Markowskim, a później, do stanu wojennego, w indywidualnych wieczorach autorskich.

Od początku stanu wojennego zerwał wszelkie kontakty z państwowymi środkami przekazu. Występował głównie na terenach kościelnych, tam urządzał też wystawy swoich karykatur i prosolidarnościowych rysunków, występował z odczytami w ramach "Tygodni Kultury Chrześcijańskiej". Wtedy powstały audycje zarówno audio jak i video rozprowadzane na kasetach w tzw. drugim obiegu (emitowało je także Radio Wolna Europa). Jednym z jego pomysłów z tamtych czasów było ośmieszanie reżimowego dziennika telewizyjnego, co Fedorowicz kontynuował po 1995 prowadząc w TVP kontrowersyjny program Dziennik Telewizyjny, który następnie przeszedł metamorfozę z programu o charakterze politycznym na program rozrywkowy. W roku 2005 program ten na kilka miesięcy zmienił nazwę na SEJF (Subiektywny Ekspres Jacka Fedorowicza); w styczniu 2006 satyryk odszedł z TVP.

Od roku 1989 kontynuuje występy na wieczorach autorskich w różnych miastach i miejscowościach. Od kwietnia 2006 był przez pewien czas gospodarzem seansów Z przymrużeniem kamery pokazywanych w telewizji Kino Polska TV. W cyklu tym prezentowane są klasyczne polskie komedie. Od roku 1999 publikuje cotygodniowe felietony satyryczne - do kwietnia 2008 w "Gazecie Telewizyjnej" - dodatku Gazety Wyborczej, od tego czasu w środowym dodatku kulturalnym GW.

Ciągle aktywny zawodowo. Ostatnio jego sympatycy mogli oglądać wystawę grafik Jacka Fedorowicza w Bibliotece Śląskiej w Katowicach pt. "Rysunki sprzed ćwierć wieku". Przy okazji wspominał m.in. pierwsze dni stanu wojennego. Wysunął przewrotną koncepcję, że "przyjaciele" może by i wkroczyli, ale nie wiadomo czy czołgi nie byłyby wypełnione kiełbasą.

Żonaty, ma jedną córkę, trójkę wnuków i prawnuka.

Nagrody

Nagroda Kisiela za 1994 rok w kategorii publicystyki.

Wybrana filmografia

Książki

Jeśli myślicie, że to wszystko to jesteście w wielkim błędzie. Ostatnio otrzymał tytuł Ambasadora Polszczyzny ustanowiony przez Radę Języka Polskiego. Czy to już wszystko? Nie, na pewno nie.

Z szacunkiem chylimy głowy przed tak wielkim dorobkiem. Dziękujemy za chwile wzruszeń i uniesień. Mamy nadzieję, że los sprawi i Pan Jacek Fedorowicz zagości w koniecpolskich progach tym razem już nie jako wygnaniec, pod karabinem wroga, ale z własnej nieprzymuszonej woli.

Jerzy Zakrzewski

Na podstawie:
- materiałów Pana Jacka Fedorowicza,
- http://www.banwar1944.eu/?ns_id=200,
- http://pl.wikipedia.org/wiki/Jacek_Fedorowicz